Ostatnie słowa wypowiadane przez umierających ludzi odsłaniają często stan ich serc, w jakim odchodzą do wieczności.
Jedna w władczyń Anglii chciała oddać wszystkie swe skarby, by móc żyć choć o minutę dłużej. Francuski kardynał i minister Mazarin, który w swej chciwości zgromadził ogromny majątek, w swojej ostatniej godzinie wołał: „O, moja biedna duszo, co z tobą będzie? Dokąd idziesz?“. Francuz Legrand, który sensu życia dopatrywał się w ziemskim szczęściu, zawołał przed swoją śmiercią:
„Umieram, choć tak naprawdę wcale jeszcze nie żyłem!“.
Jakże inaczej brzmią ostatnie słowa wierzących ludzi! Augustyn: „Mój Boże, pozwól mi umrzeć, abym żył!“. Chryzostom: „Bogu niech będzie chwała za wszystko!“. Jan Hus wołał na stosie wśród szalejących płomieni ogarniających jego ciało: „Panie Jezu, w twoje ręce powierzam moją duszę, którą Ty odkupiłeś!“. Kalwin zawołał, umierając: „Ach, chciałbym mieć skrzydła gołębia, aby polecieć już do mojego Pana!“.
Gdy wreszcie do domu odchodzi zbawiony,
nie można mówić o umieraniu,
bo też nie śmierci nastaje to groza,
lecz przejście z wiary ku oglądaniu.
Te tak odmienne świadectwa umierających ludzi pokazują dwie możliwości odejścia z tego świata do wieczności – albo w zupełnej beznadziei, albo w błogiej pewności posiadania zbawienia swej nieśmiertelnej duszy. Jedni odchodzą w miejsce wiecznej ciemności i grozy, inni do wiecznej radości i chwały. A gdzie ty się znajdziesz?