Aleksandra

Nazywam się Aleksandra Wenglorz. Mam 28 lat. Byłam wychowywana w tradycji kościoła katolickiego. Z dzieciństwa szczególnie wyrył mi się w pamięci obraz mojej babci. Była ona osobą bogobojną, wpajała mi wartości moralne, uczyła dobroci i miłości. Pamiętam pierwsze modlitwy przy łóżku babci, różaniec i wieczorny śpiew na cześć Boga i Marii. Wyrosłam na osobę religijną, zachowującą tradycję katolicką. Jako wrażliwa nastolatka zastanawiałam się nad sensem istnienia, Boga i śmierci. Mimo moich młodych lat byłam pełna obaw o swoje życie. Nie miałam pewności zbawienia. Te natrętne pytania powracały nocami nie dając spać. Prowadziłam w dzień długie rozmowy z Bogiem, choć w wieczornej modlitwie nie wiedziałam, do jakiego świętego zwrócić się w danej sprawie o pomoc. Byłam rozdarta wewnętrznie. O Jezusie i Jego śmierci na krzyżu Golgoty w ogóle nie myślałam. Próbowałam moje potknięcia nadrobić dobrymi uczynkami, choć w głębi duszy wiedziałam, że jest to droga do nikąd.

Przełomowym momentem w moim życiu była utrata pracy mojej mamy. Mama, będąc w głębokiej depresji, po siedmiu latach bezrobocia, zaczęła poszukiwania Boga i Jego woli dla naszego życia. Odpowiedź znalazła się w bibliotece, do której często zaglądała. Wypożyczyła książkę, na okładce której było napisane ?Ta książka zmieni twoje życie?. I rzeczywiście, przewróciła nam świat do góry nogami. Mama wnikliwie zaczęła studiować tę pozycję, porównując ją z Biblią. Przeczytała kolejną książkę, w której wyraźnie była mowa o nawróceniu i oddaniu życia Jezusowi. Okazało się to takie proste i logiczne. Od tego momentu do mojego życia wkracza Jezus. Tego dnia, po wyznaniu swoich słabości i ułomności, Jezus stał się moim PANEM I ZBAWICIELEM.

W służbie więziennej znalazłam się także dzięki mamie, która modliła się o mnie i zachęcała mnie właśnie do tej służby. Długo się opierałam. W zeszłym roku, pewnego dnia, czytając Biblię, skupiłam swój wzrok na słowach: ?Byłem w więzieniu i przyszliście do mnie?. To był przełom. Odczułam, że te słowa Jezus kieruje do mnie. Ich wykonanie uznałam za swój obowiązek oraz wielki przywilej. Raz w miesiącu jeździmy do ZK dla kobiet w Lublińcu. Mam świadomość, że czas spędzony za murami więzienia, nie jest stracony. Oddając cząstkę siebie, pocieszając i dodając nadziei innym, czuję się sama wzmocniona i ubłogosławiona. Chociaż niekiedy nie widać oczami fizycznymi efektów naszych wizyt, wierzę, że w odpowiednim czasie przyniosą one obfite plony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.